Toskania - wyjątkowe wina.
: środa, 12 lut 2014, 22:30
Nadeszła wiekopomna chwila aby ruszyć z działem: Recenzje win!
Jakież było moje zdziwienie, gdy zaglądając tutaj nie znalazłem ani jednego wątku dotyczącego włoskich win.
Czyżby odwiedzający Półwysep Apeniński pili tylko San Pellegrino i Perroni
...aż nie chce mi się w to wierzyć.
Z doświadczenia wiem ze wina z Włoch nie są łatwymi winami w odbiorze w porównaniu np. z Hiszpanią lub z tzw. Nowym Światem.
Oczywiście zdarzają się tzw. bomby owocowe, robione pod publikę, ale generalnie jest to rzadkość najczęściej spotykana na południu.
Chciałbym podzielić się z Wami moja pierwszą wizytą w Italii (maj 2012), a konkretnie w Toskanii - krainy naprawdę winem płynącej.
Zaczniemy z wysokiego C jako. że postaram się przybliżyć wyjątkową winnice w miejscowości Montalcino i wina z niej pochodzące, a w szczególności Brunello di Montalcino, którego w świecie winomanów, i winomanek nie trzeba specjalnie przedstawiać.
Ale że nie każdy musi się orientować co to takiego i z czym się to je, spróbuje w pigułce streścić genezę tegoż wina.
Jest to 100% Sangiovese (jego lokalna odmiana zwana jest Brunello) powstające z winnic leżących na stokach wygasłego wulkanu. Na jego szczycie leży właśnie średniowieczne miasteczko Montalcino. Przed sprzedażą musi leżakować minimum 4 lata, z czego 2 w dębowych beczkach. Sangiovese z najlepszych siedlisk nadaje się do długiego leżakowania (10–20 lat), choć powstaje z niego także wiele lekkich, niemal różowych win do szybkiego wypicia.
Moje kroki skierowałem do powiedzmy niedużej posiadłości o nazwie La Velona. http://www.lavelona.com
Generalnie preferuje właśnie takie małe winnice, rodzinne firmy, w których czuć rękę winiarza, czuwającecy nad wszystkim sam, niż wszelakie wielkie kombinaty przypominające niekiedy zakłady chemiczne lub rafinerie.
Tu nie trzeba umawiać się na specjalny tour, gdzie oprowadza nas znudzona Pani lub Pan, 1025 raz opowiadając te same historie i anegdoty. Wystarczy mail lub telefon, aby upewnić się, że ktoś będzie na miejscu, aby nie pocałować tzw. klamki.
Właściciel - bardzo serdeczny człowiek - najpierw oprowadził nas po posiadłości, a do tego pozwolił wetknąć nos w każdy zakamarek, nie wspominając już o próbowaniu wina prosto z beczek lub kadzi.
A najlepsza część czyli degustacja to po prostu była winna uczta! Pan tak się rozkręcił, że otwierał wino za winem z czego osób "degustujących" było w sumie dwie jako, że kierowca musiał się jednak oszczędzać (zastępowała go narzeczona), moja małżonka była w odmiennym stanie, tak wiec na placu boju byłem ja i dziewczyna kolegi. W pewnym monecie nawet prosiliśmy już, żeby nie otwierać kolejnego wina, ale na nic były nasze prośby tego dnia.
Skończyło się tak, że zrobiliśmy konkretne zaopatrzenie w wina w naprawdę rewelacyjnych cenach! Na odchodne dostaliśmy jeszcze wszystkie otwarte na degustacji wina, żeby nasz "driver" tez miał coś z życia, jak to pięknie ujął właściciel.
Dla naszych znajomych była to już druga wizyta w La Velonie, dla nas pierwsza i na pewno nie ostatnia.
...w sumie to wracam tam czasami otwierając wina stamtąd leżakujące w mojej piwniczce i gdy zagłębiam nos w kieliszku przenoszą mnie do tej przepięknej krainy na chwile...
P.S.
W niedługim czasie postaram się opisać już konkretne wina, które próbowałem w La Velonie oraz inne toskańskie apelacje godne polecenia, które będąc tam trzeba obowiązkowo spróbować!
Jakież było moje zdziwienie, gdy zaglądając tutaj nie znalazłem ani jednego wątku dotyczącego włoskich win.

Czyżby odwiedzający Półwysep Apeniński pili tylko San Pellegrino i Perroni


Z doświadczenia wiem ze wina z Włoch nie są łatwymi winami w odbiorze w porównaniu np. z Hiszpanią lub z tzw. Nowym Światem.
Oczywiście zdarzają się tzw. bomby owocowe, robione pod publikę, ale generalnie jest to rzadkość najczęściej spotykana na południu.
Chciałbym podzielić się z Wami moja pierwszą wizytą w Italii (maj 2012), a konkretnie w Toskanii - krainy naprawdę winem płynącej.
Zaczniemy z wysokiego C jako. że postaram się przybliżyć wyjątkową winnice w miejscowości Montalcino i wina z niej pochodzące, a w szczególności Brunello di Montalcino, którego w świecie winomanów, i winomanek nie trzeba specjalnie przedstawiać.
Ale że nie każdy musi się orientować co to takiego i z czym się to je, spróbuje w pigułce streścić genezę tegoż wina.
Jest to 100% Sangiovese (jego lokalna odmiana zwana jest Brunello) powstające z winnic leżących na stokach wygasłego wulkanu. Na jego szczycie leży właśnie średniowieczne miasteczko Montalcino. Przed sprzedażą musi leżakować minimum 4 lata, z czego 2 w dębowych beczkach. Sangiovese z najlepszych siedlisk nadaje się do długiego leżakowania (10–20 lat), choć powstaje z niego także wiele lekkich, niemal różowych win do szybkiego wypicia.
Moje kroki skierowałem do powiedzmy niedużej posiadłości o nazwie La Velona. http://www.lavelona.com
Generalnie preferuje właśnie takie małe winnice, rodzinne firmy, w których czuć rękę winiarza, czuwającecy nad wszystkim sam, niż wszelakie wielkie kombinaty przypominające niekiedy zakłady chemiczne lub rafinerie.
Tu nie trzeba umawiać się na specjalny tour, gdzie oprowadza nas znudzona Pani lub Pan, 1025 raz opowiadając te same historie i anegdoty. Wystarczy mail lub telefon, aby upewnić się, że ktoś będzie na miejscu, aby nie pocałować tzw. klamki.
Właściciel - bardzo serdeczny człowiek - najpierw oprowadził nas po posiadłości, a do tego pozwolił wetknąć nos w każdy zakamarek, nie wspominając już o próbowaniu wina prosto z beczek lub kadzi.
A najlepsza część czyli degustacja to po prostu była winna uczta! Pan tak się rozkręcił, że otwierał wino za winem z czego osób "degustujących" było w sumie dwie jako, że kierowca musiał się jednak oszczędzać (zastępowała go narzeczona), moja małżonka była w odmiennym stanie, tak wiec na placu boju byłem ja i dziewczyna kolegi. W pewnym monecie nawet prosiliśmy już, żeby nie otwierać kolejnego wina, ale na nic były nasze prośby tego dnia.

Skończyło się tak, że zrobiliśmy konkretne zaopatrzenie w wina w naprawdę rewelacyjnych cenach! Na odchodne dostaliśmy jeszcze wszystkie otwarte na degustacji wina, żeby nasz "driver" tez miał coś z życia, jak to pięknie ujął właściciel.
Dla naszych znajomych była to już druga wizyta w La Velonie, dla nas pierwsza i na pewno nie ostatnia.
...w sumie to wracam tam czasami otwierając wina stamtąd leżakujące w mojej piwniczce i gdy zagłębiam nos w kieliszku przenoszą mnie do tej przepięknej krainy na chwile...
P.S.
W niedługim czasie postaram się opisać już konkretne wina, które próbowałem w La Velonie oraz inne toskańskie apelacje godne polecenia, które będąc tam trzeba obowiązkowo spróbować!